czerwca 09, 2018

Wszystko zaczęło się wiosną.


Chcąc oswoić swoje ówczesne lokum, zajęłam się jego dekorowaniem - kocyki, poduszeczki, ramki na zdjęcia i inne urocze gadżety - zdobycze z Pepco i podobnych, powoli zapełniały moje otoczenie. Rośliny pojawiły się na planie jako kolejny sposób na udomowienie przestrzeni, relaksujący element natury w codziennej bieganinie. 

W dobie częstych przeprowadzek i wyjazdów, posiadanie roślin jest jednak wyzwaniem. (Chyba, że od razu uderzamy w kaktusy, chociaż jak narazie ich ciernie niezbyt mnie przekonują.) Wystarczy chwila nieuwagi, jakiś wyjazd na święta czy długi weekend i już zamiast pięknych zielonych liści na parapecie witają nas uschnięte badyle. 

Decyzja o zakupie roślin była zatem dość ryzykowna. Tymbardziej, że dotychczas, prawie każdą otrzymaną sadzonkę potrafiłam dość skutecznie uśmiercić 💀 co zdecydowanie nie budowało mojej sympatii do zielonych. Rośliny były dla mnie raczej planem na "kiedyś" i "pewnego dnia".


"Kiedyś" nadeszło w kwietniu 2017. 




Pierwszymi roślinami, które dołączyły do mojej kolekcji były dracena i difenbachia. Wtedy, o domowej hodowli nie wiedziałam nic więcej poza teorią fotosyntezy. Na szczęście wybrane przeze mnie marketowe okazy stały się świetnym startem większej przygody.  

I choć rośliny z kwietnia musiały znaleźć nowego właściciela, to moja obecna, ciągle rosnąca kolekcja trzyma się całkiem nieźle 😎

hodujerosliny powstaje z potrzeby łatwo dostępnego miejsca na zapis wniosków z hodowli, pomysłów i charakterystyk gatunkowych. Oprócz łatwo dostępnych marketowych piekności, w mojej hodowli pojawiają się także cudeńka z pestek i komercyjnie dostępnych nasion. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 hoduję rośliny , Blogger